Szkoła Podstawowa w Łążynie I

Szkoła Podstawowa w Łążynie I


87-133 Rzęczkowo, Łążyn 16
tel. 56 67 80 814
e-mail: sekretariat@splazyn.szkolnastrona.pl
Elektroniczna Skrzynka Podawcza /SPLazyn/SkrytkaESP

Dobranoc, pchły na noc...

....karaluchy pod poduchy.
Jak to właściwie z tym powiedzeniem jest,
to nie wiadomo, bo nikt do tej pory nie sprawdził
czy pchły rzeczywiście zasypiają,
a karaluchy wolą inne miejsca niż poduchy.
Poza tym robale te niekoniecznie kojarzą się
z milusim zasypianiem
a jednak powiedzonko znają wszyscy.
I ci, którzy kiedyś byli dziećmi
i ci, którzy właśnie mają zaszczyt nimi być.
Przechodząc do rzeczy nasze karaluchy i pchły
w wieczornej wersji zagościły w szkole
pewnego piątku wieczorową porą...

Właściwie nie tyle w całej szkole, co w pierwszej klasie, która w pocie czoła, od zerówki począwszy, pracowała ciężko na nagrodę zwaną nocowanką. Pierwszaki pisały, liczyły i czytały z takim zapałem i wytrwałością, przestrzegając przy tym niezliczonych zasad i zachowując się wzorowo, że spełniły wreszcie swoje marzenie. Od dawna miały wszystko zaplanowane i  ustalone: jakie piżamki, kołdry czy śpiworki, poduszki w misie czy zwykłe, na dobranoc bajki czy straszne opowieści, dyskoteka piżamowa obowiązkowo z kulą dyskotekową, muzyka taka, żeby pani nie kręciła nosem, plotki do poduchy i mycie zębów, lampki nocne i off na komary, i.... czego tam jeszcze nie było! Trudno wszystko zebrać, ważne, że we wszystkim były niezwykle zgodne i jednomyślne a nawet przypomniały sobie w pewnym momencie, ze przy tym planowaniu trzeba uwzględnić...nauczycielkę. Wygospodarowały więc kącik do spania, wręczyły biedaczce listę niezbędnych rzeczy do spakowania i przykazały, żeby się nie spóźniła na zbiórkę. Na zbiórkę pani się nie spóźniła a nawet przyszła wcześniej, żeby przywitać nadchodzące dzieci razem z rodzicami i różnej wielkości tobołkami. Hitem okazały się ogromne walizki na kółkach wypełnione wszystkim, co wcześniej zostało ustalone i obowiązkowo musiało znaleźć się w środku. Ku wielkiej więc radości dużych i małych rozlokowano się w klasie, co konkretnie oznaczało przygotowanie łóżek przy użyciu materacy, kocyków, śpiworków i kołderek, tudzież poduszek różnej maści i... pluszaków różnej wielkości. W klasie obok, czyli u sąsiadów urządzono garderobę, bo skoro jest sypialnia, to musi być i garderoba, co dla każdego pierwszaka jest rzeczą oczywistą. Zauroczeni dziecięcym konceptem rodzice powędrowali zgodnie przygotować ognisko, które spełnić miało swoje podstawowe zadanie, czyli zgromadzić wszystkich przy pieczeniu kiełbasek. Ognisko zadanie spełniło, rodzice dopisali frekwencją, zaangażowaniem i humorem a dzieci....a dzieci nie mogły doczekać się buziaków na pożegnanie i upragnionej nocowanki. Wreszcie to, co tak wyczekane nadeszło i odbyło sie zgodnie z przygotowanym planem, który wprawdzie nie zakładał dokładnej godziny spotkania z Morfeuszem ale w końcu dało się słyszeć pierwsze chrapnięcia o dosyć przyzwoitej godzinie. Ważne, że wszyscy następnego ranka skoro świt obudzili się jak na komendę pełni energii i oczekiwania na następne atrakcje, które tuż po śniadaniu-samodzielnie przygotowanym-sprawiły, że słowo ,,podchody" należałoby zmienić na ,,podbiegi". Otóż dzieci, podzielone na dwie grupy i przy pełnym wparciu rodziców, wybrały się na podchody na Doły Łążyńskie. Trasa do pokonania tak na oko około czterech kilometrów, przy tym zadania do wykonania, tropienie pierwszej grupy i odnalezienie na końcu ukrytego skarbu czyli sporo jak na małe dzieci. Nic bardziej mylnego, sporo to było chyba dla opiekunów ponieważ dzieci zrewitalizowały się energetycznie i wypełniły działania takimi emocjami, że pierwsza grupa musiała włączyć doładowanie i w sprinterskim tempie  pokonać swoja trasę, żeby zdążyć się ukryć, co oczywiście oznaczało, że druga grupa sprintersko doładowała sie wcześniej. Dla dzieci to nic niezwykłego ale biedni rodzice... dawno już tyle nie biegali. Do umówionego punktu wszyscy dotarli jednak szczęśliwi i pełni wrażeń, a tymczasem trzeba było jeszcze wrócić do szkoły i to pod górę. Nikt jednak nie narzekał i nie marudził a na górę wdrapaliśmy się co prawda lekko zziajani ale za to bardzo, bardzo szczęśliwi. A w szkole czekał juz na nas obiad, który tego dnia smakował wyjątkowo i znikał w równie sprinterskim tempie, co podchody. Wszystko co dobre, szybko się kończy. Dzieciom ten dzień także wydawał się zbyt krótki ale dzielnie posprzątały po sobie klasę, korytarz, który wcześniej zaanektowały na jadalnię i wyprowadziły swoje walizki na zewnątrz. Do akcji natomiast wkroczyła brygada rodzicielek, które swoim matczynym okiem przedefiniowały słowo ,,porządek" i doprowadziły szkołę do stanu używalności.

Dziękujemy serdecznie rodzicom za pomoc a przede wszystkim za zaufanie i wiarę, że będziemy odpowiedzialni i bezpieczni. Dzięki Wam jesteśmy szczęśliwi.

Jolanta Michalska